piątek, 6 grudnia 2013

One Shot about Larry Stylinson.

Dobry! x 
Dzisiaj witam was tym one shotem i po raz kolejny przepraszam za brak dalszej części rozdziału.. Weny nadal brakuje,a jedyne na co ją dostałam to parę one shotów..  Także, żeby nie przeciągać. Nadal nie wiem, kiedy nowy rozdział. Tego shota dedykuje moim kochanym: @ania148 i @Marry_Stylinson <3 Czytasz - komentujesz ;D Kontakt ze mną: TwitterAsk lub Tumblr.
Enjoy!

~


W powietrzu unosił się słodki zapach mandarynek. Nieświadomie zaciągnąłem się nim i odruchowo przymknąłem oczy. Siedziałem właśnie na dużym parapecie w JEGO swetrze z JEGO kubkiem, w którym znajdowała się gorąca czekolada. Dlaczego teraz kiedy tak cholernie go potrzebuję, nie ma go? Dlaczego to ja zawsze muszę być tym cierpiącym? Dlaczego muszę być zakochanym tak bardzo, że wystarczy jedno spojrzenie i jestem w stanie wybaczyć mu wszystko? Dlaczego nie mogę być zwyczajnym nastolatkiem, mieć dziewczynę i być z nią szczęśliwym? Tyle pytań, a brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Witam, jestem Harry pierdolonypechowiec Styles. Jestem gejem i jestem zakochany w przyjacielu. Jebana miłość. Po co ona komu? Może i są szczęśliwi ludzie.. Ale wiele więcej jest tych ludzi cierpiących w ciszy. Tych, którzy ukrywają to jak silnym uczuciem darzą drugą osobę, żeby nie zostać wyśmianym czy poniżonym. Tych, którzy mimo ogromnego bólu, nadal kochają. Tych, którzy pomimo tego jak wielką krzywdę jest w stanie wyrządzić im ukochana osoba, zawsze są w stanie jej wybaczyć. Nie mam pojęcia od kiedy stałem się tak zamkniętą w sobie osobą, duszącą w sobie wszystkie uczucia.. Tak samo jak nie pamiętam dnia, w którym pierwszy raz przyłożyłem chłodny, ostry, cieniutki koniec zbawienia do dłoni. Nie nie chodzi o narkotyki. Jestem ich przeciwnikiem. Chodzi o to, że ja sławny Harry Styles samookaleczam się. Niby takie nie możliwe a jednak. Pewnie nikt by w to nie uwierzył, gdybym tak powiedział.. Już widzę te nagłówki gazet: 'Harry Styles samookalecza się!' 'Harry z 1D, tnie się! Zdjęcia tylko u nas!' 'Pan idealny, jednak nie taki idealny', na ten ostatni cicho zachichotałem. Myśląc o tym wszystkim odłożyłem kubek na szafkę stojącą obok okna i odsłoniłem swoje nadgarstki. Od razu zauważyłem blizny. Te stare, te nowsze jak i również te najnowsze.. Moje oczy śledziły zeschniętą krew na ranach zrobionych wczoraj. Naprawdę nie chcę tego robić.. Ale jedynie ten ból jestem w stanie znieść. Jestem strasznie emocjonalny i to chyba mój największy minus. Naprawdę wszytko przeżywam za bardzo. No ale nic nie poradzę, taki już jestem. Spojrzałem jeszcze raz na ślady na rękach. Nie mam pojęcia ile ich było, ale wiele. W dodatku to nie były wszystkie.. Miałem jeszcze wiele takich śladów na udach. Nawet nie chciałem ich teraz odsłaniać. Nie chciałem ich widzieć. Doskonale wiedziałem gdzie się co znajduje. Linia przy linii, kreska przy kresce. Wiele blizn tworzących wzór posiekanej skóry. W sensie dosłownym.. Zasłoniłem nadgarstki i nie wiem nawet kiedy, poczułem łzy spływające po moich policzkach. Jebana miłość, jebane problemy, jebane życie, jebany Louis, którego kocham tak bardzo. Starłem łzy z moich policzków rękawem i zaciągnąłem się zapachem swetra. JEGO swetra. Pachniał nim i mandarynkami.. Przysięgam, mógłbym wdychać jedynie tez zapach do końca życia i nigdy by mi się nie znudził. Taki piękny.. Zszedłem z parapetu a sweter który miałem na sobie opadł w dół zasłaniając moje uda do połowy. Ślady były widoczne ale w tamtej chwili się tym nie przejmowałem, bo byłem sam w domu. To śmieszne, że on sobie chodzi po mieście z dziewczyną a ja chodzę po domu ubrany jedynie w bokserki, ciepłe skarpetki i jego sweter i rozmyślam i płaczę godzinami. Wziąłem kubek z czekoladą i wypiłem całą jego zawartość. Od razu udałem się do kuchni gdzie odstawiłem go do zmywarki. Spojrzałem przez okno, gdzie padał śnieg. Zaczynałem już czuć klimat świąt. Śnieg, zapach mandarynek, cynamonu i choinki, prezenty, radość, dużo miłości..szkoda że nie jest mi dane czuć tego wszystkiego. Na myśl o tym zacząłem szlochać. Brawo Styles jak zwykle spieprzyłeś. No jasne, moje drugie ja jak zwykle nie może się zamknąć, tylko musi się wpierdalać. Udałem się do łazienki, gdzie wyciągnąłem jedną z żyletek i opadłem na kafelki. Odsłoniłem swoje uda i nadgarstki. Spojrzałem na blade i zaróżowione cięcia.. Już brakowało mi miejsca na nowe. Nie zastanawiając się nad tym, podniosłem moją "przyjaciółkę" do nadgarstka i zrobiłem kilka płytkich i kilka głębszych nacięć. Spojrzałem na jedno z nich. Razem z innym starym nacięciem tworzyło literę 'L'. Razem z tą myślą mój szloch stawał się coraz głośniejszy a ja wykonywałem coraz głębsze rany. Krew spływała powoli po moich nadgarstkach i palcach i tworzyła kałużę na śnieżnobiałych kafelkach. Tak strasznie go kocham. I nie mogę nic zrobić.. To chyba boli najbardziej. Płakałem tak głośno, że nie usłyszałem, jak KTOŚ wchodzi do domu. Jak wchodzi po schodach i otwiera drzwi od łazienki.. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero kiedy zauważyłem jak drzwi od łazienki się otwierają.
-Hazz, dlaczego płaczesz? Słychać Cię nawet na dole.. Czy wszytko w pożą.... - przerwał stając w drzwiach i patrząc się to na krew na podłodze, to na moją rękę, to na moje nogi, to na moją twarz. Spojrzał mi prosto w oczy i chwilę później czułem jego ramiona oplatające moje. Jego palce zabierające mi żyletkę i rzucające ją gdzieś na drugi koniec łazienki i drganie jego ciała wywołane szlochem. Mój Louis.. Mój skarb. Moje maleństwo właśnie płakało przeze mnie. Płakało razem ze mną. 
-D-d-dlaczego? Dlaczego t-t-to robisz? Dlaczego krzywdzisz s-s-siebie? - wyjęczał przez szloch.
-Ja.. Louis..Louis ja przepraszam.. Ja nie chciałem..ale to jest silniejsze ode mnie.. Przepraszam..proszę nie płacz.. Nie chcę żebyś płakał przeze mnie. Louis proszę.. Potrzebuję twojego uśmiechu. Louis nie płacz, przecież to nie twoja wina, że sam się krzywdzę.. - 'właśnie, że jego wina. Tylko i wyłącznie' odezwało się moje drugie ja. Kiedyś zwariuję jeśli ono się w końcu nie zamknie. Mimo tego co powiedziałem, jego szloch przemieniał się w coraz to głośniejszy płacz.
-Louis skarbie.. Nie płacz.. Proszę cię...Louis.. Louis.. Słońce.. Kotku...proszę. Nie płacz. Nienawidzę patrzeć jak płaczesz, bo serce zaczyna mnie boleć. 
-Harry..mój Harry...nie..nie mogę.. Nie chcę żebyś to robił.. To moja wina.. Za bardzo zajmowałem się innymi rzeczami i nie pomyślałem, żeby zapytać jak się czujesz.. Tak bardzo przepraszam.. Kochanie przepraszam.. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle..nie zachowałem się jak należy.. Przepraszam.. 
-Ale Lou..nie przepraszaj..nie masz za co.. To moja wina. Tylko i wyłącznie.. Powinienem był tego nie robić.. Louis ja sobie nie radzę.. Louis boje się...proszę cię pomóż mi..
-Postaram się skarbie.. Ale nie wiem czy dam radę..
-Pomóż...proszę...pomóż.. - szeptałem te dwa słowa jak mantrę. 
-Pomogę skarbie. Nie zostawię cię już nigdy. Nawet na parę minut. Zawsze będę z tobą. Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze..
-A co z twoim szczęściem?
-Nie jest tak ważne jak twoje..kiedy ty jesteś szczęśliwy, ja też jestem. Kiedy jesteś wesoły, ja też jestem. Kiedy płaczesz ja też płaczę. Kiedy jesteś zły, je też jestem ale staram się wtedy poprawić ci humor..
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. 
-Co z moim szczęściem? Ty nim jesteś. 
-Jak to.. Ja? Szczęściem? Jak.. - byłem w szoku. Moje maleństwo, właśnie mi wyznało, że jestem jego szczęściem..
-Wiesz Hazz.. Prawda jest taka, że..że...że tak naprawdę to moja dziewczyna - mówiąc dziewczyna pokazał nawiasy rękami - nie jest moją dziewczyną, to moja kuzynka, która udaje moją dziewczynę na prośbę Modest..bo prawda jest taka, że kocham cię..najbardziej na świecie.. Skarbie jesteś wszystkim. Jesteś moim szczęściem.. Jesteś moim światem.. Jesteś moim sercem.. Bez ciebie nie wiem jakby wyglądało moje życie. Jesteś powodem dla którego chce mi się żyć. Jesteś moją ostatnią myślą przed snem i pierwszą po przebudzeniu się. Kocham cię jak nikogo innego. Dla mnie liczysz się tylko ty i twoje szczęście. - płakałem.. Tak straszne płakałem. To wszystko co mówił... Wszystkie te słowa były takie piękne.. Takie prawdziwe.. W dodatku wypowiedziane przez niego.. Przez miłość mojego życia.. 
-Louis skarbie..ja nie wierzę w to co mówisz...to wszystko co powiedziałeś..jest jak spełnienie moich marzeń. Kocham cię. Tak strasznie cię kocham. Jesteś moim największym skarbem. Skarb - Louis. Tak bardzo pragnąłem to usłyszeć, ale nie wierzyłem, że to się kiedykolwiek stanie. Louis...mój Louis.. Mój ukochany..moje maleństwo.. - obaj płakaliśmy w swoich ramionach. Oparłem się plecami o ścianę i usadowiłem go sobie na podołku i mocno przytuliłem - mój skarb..moje kochanie. Tak strasznie cię kocham. Już od samego początku.. Jesteś wszystkim co mam i wszystkim czego chcę mieć. Niczego i nikogo innego nie potrzebuję, jedynie ciebie.
-Harry..nie wierzę, że czujesz to samo, że to prawda. To wszystko jest takie popierdolone, a ja tak bardzo cię kocham. 
-To wszystko prawda..
-Wiem skarbie, wierzę ci. A teraz chodź, muszę zdezynfekować twoje rany.. Muszę powyrzucać wszystkie żyletki, muszę z tobą porozmawiać na temat wszystkich blizn i samookaleczenia, muszę mieć pewność, że już nigdy nic sobie nie zrobisz.. Muszę mieć pewność, że skończysz z tym. I musze powtórzyć jeszcze milion razy jak bardzo cię kocham i ucałować każdą bliznę na twoim ciele. Muszę pokazać ci jak bardzo mi zależy.. Chcę żebyś wiedział jak bardzo cię kocham.. - powiedział składając delikatny pocałunek na moich wargach. Oddałem pocałunek, w którego włożyłem całego siebie. Był tak strasznie namiętny. Louis tak idealnie smakuje.. Jego usta tak idealnie pasują do moich.. Jego dłoń, którą właśnie splótł razem z moją tak idealnie dopasowuje się do mojej. Jest taki idealny, że to aż nie możliwe, że ktoś tak perfekcyjny żyje.
-A ja chcę, żebyś wiedział jak ja bardzo cię kocham - powiedziałem całując jego policzek i wtulając z całej siły w jego drobne ciało. Teraz już wiedziałem, że będzie lepiej.. że wszystko damy radę naprawić razem, że jednak mogę być szczęśliwy, że jednak miłość jest piękna, że już nigdy więcej nie będę musiał się samookaleczać, bo cały ból i strach zniknie, a ich miejsce wypełni ogromna miłość do tego niebieskookiego chłopaka..




sobota, 14 września 2013

Chapter 6.0




*soundtrack*


Razem z Julienne szliśmy długim korytarzem. Kiedy dotarliśmy pod salę 35 zapukałem do drzwi. Po usłyszeniu cichego 'proszę' otworzyłem drzwi i przepuściłem Julie. Emma zaprosiła nas na niewielką kanapę, na której usiedliśmy. Podeszła do ogromnej szafy i otworzyła jakąś szufladę. Zaczęła czegoś szukać i w końcu wyciągnęła teczkę z moim imieniem i nazwiskiem. Otworzyła ją i zaczęła przeglądać wszystko, co było w niej zawarte.
-O Harry widzę, że i bez mojej pomocy dobrze byś się przygotował do operacji. Na prawdę, podziwiam cię za taki styl życia. Jesteś jednym z niewielu naszych pacjentów z tak świetnymi wynikami i sposobem odżywiania.
-Dziękuję - powiedziałem, uśmiechając się.
-Ale mus, to mus. Sporządzę ci listę tego co kiedy masz jeść i w jakich ilościach i będziesz ją stosować, dobrze?
-Nie ma sprawy.
-Cieszę się. A teraz trzeba cię zważyć i zmierzyć wzrost bo to dość ważny element, potrzebny do sporządzenia twojej diety.
-Okej - powiedziałem, wstając z pomarańczowego mebla i stanąłem na wadze, a ona zapisała wyniki i zmierzyła mój wzrost.
-Dobrze to chyba tyle, teraz potrzebuję tylko wiedzieć czy są jakieś produkty których nie lubisz jeść?
-Tak.. Ale to.. to tylko taki szczegół..
-Ale dość ważny. Nie będę cię zmuszać do jedzenia czegoś, czego nie lubisz. No nie wstydź się.
-To może ja powiem za niego. - odezwała się Julie. - On nie lubi mięsa. Je je tylko kiedy musi, lub jak przyjdzie mu nagła ochota.
-Harry? To prawda?
-Tak.
-No więc dieta, bez mięsa. Jest coś jeszcze czego nie lubisz?
-Nie, ale bardzo lubię banany i truskawki. Mogę je jeść cały czas, więc jakbyś mogła...
-Oczywiście. Owoce są ważne w diecie.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. A teraz ja sporządzę odpowiednią dietę, więc moglibyście tak za godzinkę odebrać listę?
-Nie ma sprawy.
-Dobrze, cieszę się. A i jeszcze jedno, Harry?
-Słucham?
-Za 3 godziny masz spotkanie z kolejnym lekarzem. Budynek znajduje się ulicę dalej. Julienne wie dokładnie gdzie iść.
-Tak, wiem. Trafimy. Za godzinę przyjdziemy po kartkę. Na razie Emma.
-Cześć Julie. - wyszliśmy z sali i zeszliśmy po schodach. Kiedy byliśmy na zewnątrz, oparłem się o ścianę budynku.
-To..gdzie idziemy? - spytałem, bo szczerze mówiąc nie wiedziałem, co gdzie się znajduje.
-Wiesz.. Z chęcią zobaczyła bym twój nowy dom.
-No więc, w drogę. - ruszyłem w kierunku mojego obecnego miejsca zamieszkania. Szliśmy w ciszy, ale była to przyjemna cisza. Zacząłem się zastanawiać nad przyszłością. Jeśli będę kobietą, Jezu jak to brzmi, to będę musiał wiedzieć więcej o kobiecej modzie, pomimo tego, że moja wiedza jest dość obszerna. Czeka mnie dużo czasu przy laptopie i na różnych babskich stronach. A i przydałoby się nauczyć malować i wybierać te pudry, szminki i inne mazidła do upiększenia. No, ale cóż. Czego się nie robi dla miłości.
-Julie?
-Tak?
-Mam pytanie.
-Dawaj.
-Wiesz.. bo ja.. em.. jak już będę no... no ten no..
-Kobietą?
-O dokładnie. To nie wiem jak mam się ubierać i.. i.. może.. pomogłabyś mi?
-Oczywiście słoneczko.
-Jezu dziękuję! - powiedziałem przytulając ją.
-No wiesz.. Może i mam świetne pomysły, ale żeby zaraz nazywać mnie Jezusem?
-Nienawidzę cię!
-Ja ciebie też kocham - powiedziała, a ja zauważyłem już mój domek. Przeszliśmy pozostałą drogę i stanęliśmy pod drzwiami. Wyjąłem klucz i przepuściłem ją w przejściu. Przez chwilę stała w miejscu i oglądała, dosłownie każdy fragment mojego domu.
-Jejku! Jak się świetnie urządziłeś! - pisnęła przechodząc przez salon - I masz widok na ocean! - dodała, a ja zaśmiałem się w duchu.
-Też mi się podoba. Ale to nie ja tu tak urządziłem. Wszytko już było goto...
-Nie ważne. Jest ślicznie. Dobra ale teraz czas zacząć cię szkolić w temacie ciuchów, kosmetyków i innych.
-Yeah. - usiedliśmy na kanapie w salonie, a Julie wzięła na kolana laptopa i zaczęła po kolei wyświetlać różne blogi o modzie i innych bzdetach, których będę się musiał..musiała nauczyć.
-No więc tak. Po pierwsze ciuchy.
-Lubię różowe...
-Dobrze, mogą być różo..
-..sukienki.
-Dobrze mogą być różowe sukienki.
-Z dekoltem.
-Harry zboczeńcu na litość boską, weź się ogarnij. Dobieranie ciuchów to nie tylko kolor i rodzaj, trzeba jeszcze zwrócić uwagę na..
-Krój, rozmiar i inne rzeczy, tak wiem.
-Na pewno zapamiętasz?
-Tak.
-No dobrze. Więc po operacji dowiesz się jaki masz rozmiar ubrań i jak będziesz kupować ciuchy, będziesz szukać tego rozmiaru okey?
-Spoko loko luz i spontan.
-No więc.. poza różowymi sukienkami co chciałbyś..chciałabyś nosić?
-Nie wiem, nie znam się na tym.
-No dobra no więc dam ci parę rad - powiedziała otwierając youtube i następnie włączyła jakiś filmik z makijażem.
-Po pierwsze a najważniejsze, musisz mieć makijaż pasujący do ubioru. Po drugie, nie noś zbyt obcisłych ubrań i nie przeginaj z różem, bo cię wezmą na tanią dziwkę. Po trzecie - noś dużo zieleni, żółtego i innych jasnych kolorów, zieleń podkreśla kolor twoich oczu i przyciągnie też widok na twoją twarz.
-Coś jeszcze?
-Tak, ale o tym później.

__________________________________________________________________
Rozdział nie jest skończony ale tak mi ciąży i stwierdziłam, że dodam połowę. Zjebałam po całości, tak wiem i przepraszam. Niestety choruję na brak weny i na razie nic nie piszę ;((
Co do bloga, zastanawiałam się nad założeniem tumblra, ale póki co będę jeszcze korzystać z bloggera. Czyta to ktoś w ogóle? Chciałabym wiedzieć, czy jest sens pisania czegokolwiek ;D
Reszta rozdziału nie wiem kiedy. Jak wena się pojawi.
Jeśli czytasz i dotrwałeś do tego momentu - Kocham Cię! <3 

sobota, 6 kwietnia 2013

One Shot about Narry Storan.

Stałem w kuchni, popijając herbatę. No tak co mogłem robić skoro byłem chory a chłopaki pojechali na wywiad. Rozgrzałem w kominku, usadowiłem się na kanapie i patrzyłem co się dzieje za naszym wyjściem na taras. Białe śnieżynki pokrywały cały nasz ogród. Już na samą myśl o tym jak tam jest zimno przeszły mnie dreszcze. Zacząłem się zastanawiać, nad tym jak doszło do tego, że staliśmy się zespołem. No tak X-Factor i te sprawy.. no ale nigdy nie uwierzyłbym, że osiągnę coś więcej.. Rozmyślenia przerwał mi szelest kluczy w drzwiach. Momentalnie zerwałem się z kanapy i udałem do drzwi. Na progu stał zdyszany Zayn, który najwyraźniej uciekał przed Liamem. No po prostu śmieszny widok. Zaraz za Liamem szedł Louis a na końcu.. ON. Biały t-shirt opinał jego umięśniony tors, a rozpięta, skórzana, czarna kurtka doskonale pasowała do jego karnacji. Wydawał się być jakiś przybity, ale po chwili obdarował mnie cudownym uśmiechem.
-I jak się czujesz blondi? - krzyknął Louis, znikając gdzieś w kuchni. Nic nie odpowiedziałem. Bo co miałem mu powiedzieć? Źle, bo mój cholernie przystojny, pociągający i seksowny przyjaciel nigdy na mnie nie spojrzy tak jak ja patrzę na niego, bo uwielbia kobiety? No chyba jednak nie. Spojrzałem na niego jak rzuca  niedbale kurtkę na podłogę. Boże, dlaczego on musi być tak zajebiście idealny, nawet jak wykonuje zwykła czynność? Nie ważne. Spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi paczadłami, w których zatonąłem. Wszyscy usiedliśmy w salonie i włączyliśmy sobie jakiś film, ale nie wiele z niego pamiętam, bo cały czas spoglądałem ukradkiem na loczka. Po filmie siedzieliśmy, gadaliśmy, śmialiśmy się tak jak zwykle, aż w końcu chłopaki postanowili pojechać na zakupy. Powiedziałem, że wole nie wychodzić na mróz i zniknąłem na schodach. Usłyszałem trzask drzwi i postanowiłem pójść do pokoju Hazzy. Nawet nie wiem dlaczego tam poszedłem. Spojrzałem na ścianę, która była pokryta zdjęciami. Naszymi jak i jego z fanami. Podszedłem do nich i zacząłem wszystkie oglądać, kiedy usłyszałem czyjeś kroki. Cholera, czyli nie tylko ja zostałem w domu. Odwróciłem się i spojrzałem kto zaszczycił mnie swoją obecnością. (czujecie ten sarkazm?) Zamarłem. W drzwiach stał ten sam Harry który zaszczycił mnie swoim uśmiechem teraz wpatrywał sie we mnie z.. uczuciem?
-Czego szukasz Niall..? - na dźwięk mojego imienia przeszły mnie dreszcze.
-Ja niczego ten no.. Juz wychodzę.
-O nie.. Wszedłeś do mojego pokoju bez pozwolenia a teraz czeka pana kara, panie Horan - spojrzał na mnie głodnym wzrokiem, po czym zatrzasnął drzwi, przekręcił klucz i w 3 sekundy znalazł sie obok mnie. Przyparł mnie do ściany i wpil się w moje usta, co nie powiem bardzo mi się podobało. Wsadziłem kolano między jego nogi a on jęknął w moje usta.
-Niegrzeczny? Nie ładnie. Będę musiał dać ci gorszą karę. - kolejny raz mnie pocałował i uniósł mnie za pośladki do góry. Oplotłem go nogami wokół talii i pogłębiłem pocałunek. Położył mnie na swoim łóżku i usiadł na mnie okrakiem. Zjechał pocałunkami na moją szyję, a potem obojczyki. Jęknąłem i zacząłem ściągać jego t-shirt na co zgodził się bez najmniejszego problemu i odwdzięczył sie tym samym. Zjeżdżał pocałunkami coraz niżej, zostawiając na moim ciele coraz to więcej malinek. Kiedy doszedł do linii bokserek wrócił do moich ust, rozpiął mój pasek od spodni i jednym zwinnym ruchem zerwał je ze mnie. Z jego zrobiłem to samo. Po raz kolejny mnie pocalowal, a nasze przyrodzenia otarły się o siebie. Przez ten krótki moment mogłem go tak cholernie dobrze poczuć, pomimo dzielącego nas materiału. Znów zaczął schodzić z pocałunkami coraz to niżej, a gdy doszedł do bokserek przejechał językiem po całej długości moje członka. Byłem już zajebiście twardy i wiedziałem, że bardziej nie mogę.
-Zrób to - wysapałem
-Zrób co - powiedział łapiąc mnie za krocze na co jęknąłem.
-Pieprz mnie, kurwa! - wydarłem się i dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałem i w jakiej sytuacji się znajdujemy, ale nie miałem najmniejszej ochoty tego przerywać.
-Oh huh. O to ci chodzi. O nie to by było za proste kochanie. Kara to kara. - powiedział przygryzając płatek mojego ucha i po chwili wyciągnął coś z szafki nocnej. - A to - powiedział podnosząc do góry kajdanki - jest w razie gdybyś był jeszcze bardziej niegrzeczny i próbował uciec - przykuł moje ręce do łóżka. Zdarł ze mnie bokserki i wziął do ręki mojego kolegę. Zaczął go powoli stymulować, a po pokoju rozeszły się moje jęki. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu. Po jakimś czasie nie czułem już żadnego dodytku na moim koledze, a on aż krzyczał o to by ktoś zaczął coś z nim robić. Otworzyłem oczy ale od razu je przymknąłem gdy coś ciepłego oplotło go. Spojrzałem w dół i zauważyłem burzę loków i Hazzę który wykonywał głową ruchy w górę i w dół.
-Ha-arry - jęknąłem
-Shhh.. Niall - powiedział i zassał główkę mojego penisa na co dostał jęk w postaci jego imienia.
-Zaraz..zaraz doo-ojdę
-Dla mnie kochanie, dojdź dla mnie - tyle wystarczyło abym wyszyrzelił nasieniam wprost do jego ust. Myślałem, że go to brzydzi, ale wręcz przeciwnie. Przełknął wszystko i wpił się w moje usta. Poczułem swój własny smak i znów się podnieciłem. Zauważył to i pozbył się swoich bokserek po czym wyciągnął z szafki lubrykant i prezerwatywę. Odpiął mi kajdanki i odwrócił mnie tyłem. Nasmarował moje wejście i miał zamiar nałożyć na siebie prezerwatywe ale wyrwałem mu ją i wyrzuciłem gdzieś na drugi koniec pokoju.
-Co ty robisz?
-Chcę cię poczuć w sobie bez tego lateksowego gówna - wyjaśniłem, a on wszedł we mnie brutalnie na co oboje jęknęliśmy. Zaczął powoli się we mnie poruszać. Nasze jęki chyba było słychać w całym domu. Pozycja nie była zbyt wygodna więc odwrócił mnie przodem na co rozłożyłem nogi. Wszedł we mnie na co wbiłem paznokcie w jego plecy. Syknął i wpił się w moje usta. Oboje byliśmy już blisko. Wziął do swojej ręki mojego członka i zaczął go stymulować w rytm swoich pchnięć. Cztery szybsze ruchy starczyły żebym doszedł w jego dłoni, a on we mnie. Oboje opadliśmy na łóżko, a on wtulił się w mój tors.
-Niall?
-Tak kocie?
-To był dobry seks.
-Wiem skarbie.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie bardziej.
-Nie bo ja.
-Shhh.. Cicho już - zamknąłem mu usta pocałunkiem - to znaczy że chcesz spróbować?
-Oczywiście że tak kochanie.


_____________________________________________________________________________
Cześć misiaki! <3  Jako, że 6 rozdział nadal się pisze postanowiłam wrzucić wam mojego One Shota o Narrym. Napisałam go już wieki temu dla @ania148  Mam nadzieję, że się wam spodoba a tymczasem ja biorę się za dokończenie rozdziału ;D Zastanawiam się trochę nad sensem tego bloga, bo nie wiem czy ktoś to czyta czy nie, ale mam zamiar kontynuować moje wypociny Jeśli wam się podoba i będziecie czytać dalej - skomentujcie, wam to zajmie parę sekund a ja będę wiedzieć, że warto pisać dalej ;D
Lecę pisać kolejny! Kocham was <3 @Aneeek_

czwartek, 7 marca 2013

Chapter 5





Kiedy wszedłem w mury drugiego budynku zamarłem. Zobaczyłem w recepcji kuzynkę Louisa i opanował mnie strach. A co jeśli mu powie?  Co jeśli będzie chciała wiedzieć jaki jest powód moich operacji? Harry, spokój! Bez potrzeby panikujesz! Już dobrze... wdech, wydech, wdech, wydech. A może mnie nie pozna?
-Cześć Harry! - usłyszałem dziewczęcy pisk i już wiedziałem, że jestem przegrany.
-Cześć Julienne. - powiedziałem, zamykając szczupłe ciałko w uścisku. - Dawno się nie widzieliśmy.
-Brzmisz jak jakiś terrorysta z filmu o zabijaniu.
-Oj tam Oj tam!
-Zabiłeś jednorożca! Jak śmiesz! - powiedziała z udawanym fochem.
-No nie gniewaj się no..
-Pff. Nie przestanę się gniewać dopóki nie kupisz mi nowego jednorożca! - tupnęła nogą jak nie zadowolone dziecko, a ja uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło.
-No dobra. Dostaniesz jednorożca ale nie teraz.
-Dziękuję Harry! - rzuciła mi się na szyję, a ja ją objąłem. Po chwili się odsunęła a jej twarz wyrażało zakłopotanie.
-Coś nie tak? - spytałem z nadzieją, że moje podejrzenia są mylne.
-Mogę zadać ci pytanie? - przygryzła wargę, a mój żołądek wykonał salto. Pamiętam jak Boo tak robił.. Oni są tacy podobni. Chciałbym już mieć to za sobą i przejść do momentu, w którym on mnie przytula, zapewnia  bezpieczeństwo i obiecuje być już na zawsze..
-No jasne.
-Co..co ty tutaj robisz?
-Wiesz.. wydaje mi się, że stoję. - dostałem w ramię. Może mi ma małe ciałko, ale uderzyć to ona potrafi. - Auu to bolało!
-Oj weź przestań, nie zachowuj się jak baba, chyba że nią jesteś.
-Jeszcze nie.
-A BĘDZIESZ?! - krzyknęła tak głośno, że pewnie było ją słychać na końcu ulicy.
-Cichooo. Tak, będę po to tutaj jestem.
-Dla..dlaczego? Przecież jesteś idealny. Nie niszcz siebie.
-Nie niszczę.. Chcę być idealny, dla tej jednej jedynej osoby.
-To co ona jest lesbijką, że chcesz się stać kobietą czy jaka cholera?
-To nie ona, to on.
-Hęęę? - jej twarz wyglądała tak komicznie, że parsknąłem śmiechem.
- Poprzedzam twoje pytanie, tak jestem gejem.
-Nigdy bym cię nie podejrzewała, że Harry Bożyszcze Nastolatek Styles, może okazać się gejem.
-Nie ty jedna, skarbie.
-A wracając do niego.. Znam go? Ładny? Ile ma lat? Opisz mi go.
-Uspokój się kobieto! Odpowiem po kolei na pytania. Tak, tak, tyle ile ja, nie muszę.
-Jak to nie musisz?
-Bo sama go dobrze znasz.
-Tykochaszlousia? - powiedziała na jednym wydechu.
-Jeszcze raz i powoli, bo nie rozumiem.
-Powiedziałam: czy ty kochasz Louisa?
-Emm.. Uhm.. Wiesz ja..ja.. tak.
-Przecież to nic złego zakochać się we własnym przyjacielu.
-Ja, ja wiem, ale.. Ale to dziwne. Poza tym on jest na bank hetero, więc tak jakoś się złożyło, że jestem tutaj.
-O nie nie nie nie. Nie mój kochany. Nie zrobisz tych operacji. Pakuj się ja wezmę wolne i lecimy do mojego kuzyna, czy tego chcesz czy nie. Wyznasz mu miłość i będziecie razem.
-Julienne.. Za późno. Napisałem mu w liście, że go kocham i jestem gejem, ale on się zaręczył z Eleanor, więc i tak pewnie go to mało obchodzi.. A jeśli będę.. uhm.. dziewczyną to będę miał szansę na to aby go zdobyć..
-Ohh. Harry przykro mi.. ale i tak sądzę, że nie powinieneś robić tej operacji. Jak nie Louis to ktoś inny.
-Nie. Robię operacje i koniec. Decyzja została podjęta. Poza tym.. To trwa za długo, próbowałem już każdej metody, ale nadal go kocham.
-Ile..ile to trwa?
-hmm.. odkąd skończyliśmy 12 lat, czyli coś koło 6 lat, ale moja mama i Gemma dowiedziały się później.
-Ktoś jeszcze o tym wie?
-Ty, Louis już też bo napisałem mu to w liście, a ciocia Jay wie tylko, że jestem gejem.
-I co powiedziała gdy się dowiedziała?
-Że jeśli będę szczęśliwy to ona też będzie i że jak ktoś mnie zrani to zabije tego chłopaka.
-Awwww.
-No wiem, ale własnego syna raczej nie zabije prawda?
-Strasznie go kochasz prawda?
-Jak cholera.
-Dlaczego takie historie muszą się tak smutno kończyć? Ale wiemy, że czeka nas Happy End.
-Pożyjemy, zobaczymy.
-Julienne?
-Tak?
-Nie powiesz nikomu, że to jestem i dlaczego?
-Oczywiście, że nie. Ale powiem ci jedno.
-Zamieniam się w słuch.
-Nawet jeśli będziesz dziewczyną, to dla mnie nadal pozostaniesz moim słodkim Harrym.
-Aww to słodkie. Ale chyba będziesz musiała się nauczyć mówić mi Harriet.
-Harriet?
-Tak. Harry to męskie imię, a Harriet jest żeńskie i jest odpowiednikiem tego pierwszego.
-Aaaa. już rozumiem. - powiedziała szeroko się uśmiechając.
-Dziękuję ci za wszystko.
-Nie ma za co.
-Jest.
-Nie ma.
-Jest.
-Nie ma.
-Jest.
-Nie ma.
-Przepraszam jeśli przeszkadzam w rozmowie, ale czy ty jesteś Harry Styles? - zza naszych pleców rozległ się głos jakiejś kobiety.
-Tak. A pani jest..?
-Emma Jensen, twój diabetyk. Będę czekać w sali 35 na końcu korytarza. Na razie mam jeszcze pacjentkę więc mógłbyś podejść tak za 10-20 minut?
-Oczywiście.
-Dziękuję. A i Julienne? - zwróciła się do kuzynki Lou.
-Tak?
-Jak widzę, znasz się z Harrym. Mogłabyś towarzyszyć mu podczas wszystkich wizyt i pooprowadzać po wszystkich budynkach? O pracę się nie martw, normalnie ci wypłacimy, tylko nie chcemy żeby czuł się samotnie i przechodził przez wszystko sam.
-O..o..oczywiście, że się zgadzam!
-No to się cieszę, widzę waszą dwójkę w moim gabinecie! Zaraz!
-Tak jest pani kapitan! - zasalutowaliśmy i wybuchnęliśmy śmiechem. Emma tylko pokiwała głową z politowaniem i odeszła.
-To jak Harruś? Wytrzymasz ze mną?
-Czemu nie?
-Bo na połowie spotkań będziesz musiał się rozebrać do naga, a mam być z tobą w tym czasie.
-No to co? Pytanie czy ty wytrzymasz z widokiem mnie nagiego, chcesz to mogę nawet tutaj się rozebrać i iść bez ciuchów do Emmy.
-Nie, tu lepiej nie. Ale tak ogólnie to pewnie, że wytrzymam. Myślisz, że tak łatwo mnie zawstydzić?
-Nie.. wcale..
-Ehem. Wcale nie czuje tutaj sarkazmu.
-Bo go nie ma?
-Jest.
-Nie ma.
-Jest.
-Nie ma.
-Jest.
-Nie ma i skończ się kłócić!
-No dobra, chodź. Emma już na nas czeka.


*  *  *


Kiedy otworzyłem oczy, poczułem przyjemny zapach śniadania. Przez chwilę miałem wrażenie, że zejdę na dół i zobaczę pełną loków głowę i ten cudowny uśmiech, który tak kocham. Ale przypomniałem sobie, że go już nie ma. Nie ma, ale będzie. Będzie, bo go znajdę. Znajdę go, bo go kocham. Kocham go, bo.. no właśnie.. Dlaczego go kocham? Hmm, chyba dlatego, że jest sobą. I jest zajebiście seksowny. I jest..jest Harrym. Go się nie da nie kochać. Nawet jeśli robiłby najgorszą rzecz jaką można robić to wyglądałby cholernie słodko. Wstałem z łóżka i podszedłem do lustra. Ani trochę się nie zdziwiłem moimi worami pod oczami. Kilka razy w nocy obudziłem się, z powodu koszmarów które miałem. Zszedłem po schodach i wpadłem do kuchni. El gotowała, więc grzecznie usiadłem na krześle.. No powiedzmy, że grzecznie..
-JEEEEEEEEEEEŚĆ! -wydarłem się na cały dom a Eleanor, aż podskoczyła.
-Hej kocie, weź nie strasz! - złapała się za serce, ale było widać cień uśmiechu na jej twarzy.
-Prze-pra-szam - przesylabowałem jak małe dziecko.
-No już no już, nie słodź mi tak z rana. Starczy, że mamy dawkę słodkości na śniadanie. Pocałowała mnie w głowę i postawiła przede mną talerz z jedzeniem.
-NALEŚNIKI?! - pisnąłem jak mała dziewczynka.
-Całe życie z wariatami.
-A jak inaczej - powiedziałem.
-Dobra jedz, potem pogadamy.
-Nie rozkazuj mi.
-Nie rozkazuje.
-Nie wcale.
-No nie.
-Właśnie widzę.
-Lou daj spokój, nie mam zamiaru się z tobą kłócić tylko szukać twojego chłopaka.
-To nie jest mój chłopak..
-Jeszcze.
-I nim nie będzie..
-Będzie, czemu miałby nie być skoro się kochacie?
-Hm. No nie wiem, może dlatego że nie wiem gdzie jest?
-Nie martw się znajdziemy go.
-Mam nadzieję.
-Znajdziemy, nie ma innej opcji.
-Dziękuję.
-Podziękujesz jak go znajdziemy, a na razie jedz musimy jak najszybciej zacząć poszukiwania, bo nie wiemy kiedy pierwsza operacja.
-No tak, ale Harry to Harry, nawet jako kobieta będzie mi się podobać.
-Aww, chcę być druhną.
-Oczywiście kwiatuszku.
-Och Tomlinson weź się zamknij i kończ tego naleśnika bo ci go sama wepchnę do gardła.
-Ej no!
-No co?
-Przecież jem.
-Tak, ale się wleczesz! Ruszyłbyś się.
-No już, tylko nie bij! - udałem wystraszonego i skończyłem konsumować śniadanie. Włożyliśmy naczynia do zmywarki i poszliśmy do pokoi się ubrać. Wyciągnąłem z szafy czyste bokserki, czarne rurki, biały t-shirt Harrego który tam znalazłem i udałem się do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Włączyłem wodę a żel pod prysznic pobudził moje zmysły. Tak bardzo chciałem żeby teraz otworzył drzwi i wszedł mi pod prysznic, a potem wzięlibyśmy razem kąpiel i... Poczułem jak ktoś na dole zaczyna się budzić i przekląłem w myślach. Nie chce iść szukać Harrego z pół erekcją w spodniach, a na obciąganie też za bardzo nie mam ochoty.. Trzeba sięgnąć po radykalne metody. Przekręciłem kurek z ciepłej na zimną wodę i po chwili, mój kolega już normalnie wisiał między nogami. Wyszedłem spod prysznica i dokładnie wytarłem swoje ciało. Stanąłem nagi przed lustrem. Przyjrzałem się sobie.. Może i ludzie mówili, że mam świetną sylwetkę, ale ja się sobie nie podobam ani trochę. Nie mam pojęcia co Harry we mnie widzi, ale nie mam nic do tego. Wręcz przeciwnie. Kocham go najbardziej na świecie i nie mam zamiaru przestać. Wciągnąłem na biodra bokserki a potem narzuciłem czarne rurki i t-shirt Harrego, który pachnął tak pięknie. Pachnął jak Harry. Zaciągnąłem się tym zapachem i wyszedłem z pomieszczenia. Zszedłem do kuchni i wypiłem szklankę soku. Poczekałem parę minut i po chwili moja przyjaciółka zeszła po schodach w białych spodenkach i czarnym t-shirtem z nazwą jakiegoś zespołu. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Pojechaliśmy pod wskazany adres i zapukaliśmy do drzwi nie wielkiego domku, na obrzeżach Londynu.
-Eleanor?
-Cześć Zayn, miło cię widzieć. - El przytuliła mulata stojącego w drzwiach. Nie powiem, był całkiem ładny, ale i tak nikt nigdy nie będzie piękniejszy niż Curly. Miał na sobie kremowe rurki, białą bokserkę i czarne Ray Bany.
-Ciebie też. - powiedział, a po chwili jego wzrok skierował się na mnie. Jego czekoladowe tęczówki, przeszywały mnie i miałem wrażenie, że czyta ze mnie jak z otwartej księgi. - My się jeszcze nie znamy. Jestem Malik. Zayn Malik.
-Louis Tomlinson, miło poznać.
-Wzajemnie. Wejdźcie do środka..

__________________________________________________________
Witam was po dłuższym czasie! I jak podobał się rozdział? Przepraszam, że tak powoli się wszystko dzieje, ale mam to zaplanowane na więcej rozdziałów i tak jakoś wyszło. ;D W tym rozdziale pojawiło się trochę nowych postaci i będzie ich jeszcze trochę. Dlaczego zapytacie? Nie wiem, po prostu stwierdziłam, że tak będzie lepiej. Komentujcie, chcę znać wasze opinie (:  Kolejny rozdział zacznę pisać już zaraz, więc może dodam wcześniej (:  Dobranoc miśki! <3

macie pytania lub chcecie być informowani o nowych rozdziałach? Piszcie -> @Aneeek_

środa, 13 lutego 2013

Chapter 4


Przetarłem dłonią twarz i otworzyłem oczy. Zegar wskazywał godzinę 9.05 a lekarza mam na 10.30. Zwlokłem się z łóżka i udałem się do łazienki. Poranny prysznic dobrze mi zrobi. Tym bardziej po tym śnie. Puściłem a zimne krople wody spływały po moim ciele strumieniami. O wiele lepiej. Umyłem dokładnie ciało żelem jabłkowym, bo będę dzisiaj kilka razy pokazywał moje ciało i nie chce żeby było coś nie tak. Po około 40 minutach opuściłem pomieszczenie jedynie z ręcznikiem zawiązanym wokół bioder. Podszedłem do torby i wyjąłem z niej świeże czarne bokserki Calvina Kleina i ubrałem je. Następnie wygrzebałem z torby biały t-shirt i czarne rurki. Na nogi założyłem convers'y i poszedłem do kuchni. Nie chciało mi się zbytnio jeść więc wypiłem szklankę wody niegazowanej. Spojrzałem na duży zegar wiszący w salonie. 10.15 czyli idealna godzina, żeby wyjść i poszukać odpowiedniego budynku z badaniami. Wziąłem do ręki kartkę z rozpisanymi wizytami w poszczególne dni. No świetnie dzisiaj TYLKO 3 wizyty. Schowałem kartkę do kieszeni, wziąłem kluczyki i portfel i wyszedłem z domu. Zamknąłem drzwi. Szedłem jakąś dziwną em.. ulicą? Tak, chyba można to tak nazwać. Mijałem różne budynki, aż znalazłem ten właściwy i udałem się ku wejściu. W recepcji przywitała mnie miła recepcjonistka.. Lily czy jakoś tak. Była zdecydowanie za młoda na pracę i wydawała się być młodsza ode mnie, ale nie wnikam. trochę tu pobędę to może kiedyś się dowiem co, jak i dlaczego. Chwilę porozmawialiśmy i dowiedziałem się, że czekają mnie 3 wizyty w różnych    budynkach, bo każdy jest od czegoś innego. Pożegnałem się z moją nową i jak na razie jedyną znajomą tutaj i udałem się na 1 piętro sala 19. Wszedłem po schodach i odnalazłem właściwą salę. Zapukałem i czekałem aż usłyszę 'proszę' ale była cisza. Jeszcze raz, to samo. Już chciałem odchodzić kiedy drzwi się otworzyły a w drzwiach stanął średniego wieku mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Dzień dobry ja jestem..
-Harry Styles miło pana poznać.
-Mi również. A pan jest..?
-John Willson twój lekarz główny. Będę nadzorował każdą twoją operację i informował cię o wszystkim.
-Ooo, a więc z panem rozmawiałem przez telefon?
-Tak. Proszę cię nie mów do mnie 'pan' tylko po prostu John.
-Dobrze John. A więc od czego zaczynam?
-Może usiądziemy i ci o wszystkim opowiem co?
-Oczywiście. - weszliśmy do gabinetu Willsona i usiedliśmy po dwóch stronach biurka naprzeciwko siebie.
-Przejrzałem wszystkie twoje dokumenty i badanie, które mi przesłałeś i jestem w 100% pewny, że wszystkie operacje okażą się wielkim sukcesem.
-Uf.. to dobrze, bo już miałem wątpliwości co do tego wszystkiego - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Nie martw się. Nie masz na nic uczulenia a twoja karta pacjenta jest prawie pusta. Nie ma szans, żeby coś poszło nie tak.
-Dziękuję.
-Ależ nie ma za co Harry.
-To.. od czego zaczynam? - spytałem zaciekawiony
-Zaczniemy od twarzy a potem będziemy się zajmować kolejnymi częściami ciała.
-Oh..
-Nie ma się czego obawiać. Będziesz operowany przez najlepszych chirurgów na całym świecie.
-Nie obawiam się, tylko zastanawiam czy to bardzo będzie boleć.
-Niestety ale przez pierwsze kilka dni będziesz czuł ból  dyskomfort ale to szybko minie. Wiesz jak mówią. Chcesz być piękny musisz cierpieć.
-Zniosę wszystko, byleby wszystko się udało.
-Młody, zdecydowany. Lubie takich pacjentów. Wiedzą czego chcą i dążą do tego by to zrealizować. Dobra to chyba tyle na dzisiaj a teraz udaj się do bloku naprzeciwko tam masz kolejną wizytę.
-Okej. Dzięki John. - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
-Nie ma za co Harry. A i jeszcze jedno. Ciekawi mnie to odkąd dostałem twój telefon. Dlaczego taki przystojny chłopak jak ty, chce zmienić się w dziewczynę?
-Jestem gejem. - odpowiedziałem a jego twarz wyrażała szok, fascynację i radość równocześnie.
-Ale to nic złego być gejem. Nie trzeba zaraz chcieć stać się kimś innym.
-Tak wiem, ale to o wiele dłuższa historia. Może kiedyś ci opowiem, a teraz lecę. Na razie.
-Do widzenia.
Wyszedłem z gabinetu i udałem się w kierunku schodów. Przez tą rozmowę zacząłem się zastanawiać nad jedną sprawą. A co jeśli nawet po operacji Lou mnie nie będzie chciał bo nie będę wystarczająco atrakcyjny i będę go brzydzić bo kiedyś byłem chłopakiem i nadal w środku nim będę? Odrzuciłem te myśli od siebie. Wszystko będzie dobrze i w jak najlepszym porządku. Przejdę wszystkie operacje i wrócę do Londynu. Znajdę go i przypadkowo na niego wpadnę. Udam, że to był przypadek a on zaprosi mnie na kawę bo to Lou i on zawsze tak postępuje. Pójdziemy do kawiarni gdzie będę udawać, że nigdy go nie znałem. Trochę go pokuszę swoimi tekstami i wyglądem a na zakończenie dam mu swój numer i buziaka w policzek. On do mnie napisze i umówimy się na kolejne spotkanie. A potem kolejne, kolejne i kolejne. Powoli zacznę mu się podobać pomimo tego, że będzie z Eleanor. Będziemy coraz częściej wychodzić na spacery i randki aż w końcu się we mnie zakocha. Zamieszkamy razem tak jak kiedyś. Będziemy sobie żyli długo i szczęśliwie aż weźmiemy ślub i wtedy mu powiem że ja to ja. Tylko teraz modlić się żeby zareagował pozytywnie. Boże o czym ja myślę? Powoli już wariuję. Ale to wszystko z miłości do tego pasiastego bruneta. Wyszedłem z budynku i udałem się w stronę drugiego. Zapowiada się długi dzień...

*  *  *

Nerwowo ściskałem koszulkę Harrego, którą znalazłem dzisiaj w praniu. Zaciągałem się jego zapachem i czekałem aż El przyjdzie. Muszę jej powiedzieć prawdę, nie mogę jej przecież oszukiwać cały czas. Jest dla mnie bardzo ważna, ale jednak Curly jest najważniejszy. Pamiętam każdy poranek kiedy witał mnie swoim uśmiechem i całusem w policzek. Myślałem, że jest szczęśliwy. Jak bardzo musiałem się pomylić żeby doszło do czegoś takiego? Pogrążyłem się w myślach i usłyszałem pukanie do drzwi. Eleanor. Przywitała mnie jak zwykle z uśmiechem na twarzy, który od razu odwzajemniłem. Ściągnęła buty i weszła do salonu. Usiadłem obok niej i odruchowo złapałem jej rękę. Spuściłem wzrok i zacząłem się bawić jej palcami.
-Louu.. Co jest? - spytała, wyraźnie zdziwiona moim zachowaniem.
-Nic. Po prostu chciałem z tobą posiedzieć. To źle?
-Louis! Po pierwsze nie kłam, bo ci to nie wychodzi, a po drugie mówiłeś, że musimy poważnie porozmawiać.
-Przepraszam.
-Za co?
-Ogólnie.
-Boże, Louieh. - powiedziała mocno mnie przytulając, a ja wybuchnąłem niepohamowanym płaczem. - Co się stało? Nigdy się tak nie zachowywałeś, serio musi coś być na rzeczy. Powiesz mi?
-Ta-taa-ak. - wyjąkałem. - Jaa-aaa  prze-prze-prze-praszam cię.
-Nie masz za co i nie musisz za wszystko przepraszać.
-Mam. Eleanor my nie możemy..
-Być razem, bo kochasz Harrego i robiłeś to tylko po to żeby o nim zapomnieć bo myślałeś, że jest hetero i nigdy nie spojrzy na ciebie tak jak ty patrzysz na niego?
-S-s-skąd wiesz? - spytałem zszokowany.
-Boo Bear, przecież nie jestem ślepa i widzę co się między wami dzieje. Myślałeś, że ci nie wybaczę tego że zerwiesz zaręczyny, bo cały związek był udawany? Owszem jestem trochę zła bo mnie wykorzystałeś, ale chciałam żebyście wreszcie zrozumieli co do siebie czujecie, a poza tym to fajnie było być twoją dziewczyną - powiedziała puszczając mi oczko i dając soczystego buziaka w policzek.
-Jezu Eleanor! Nawet nie wiesz jak się cieszę!
-Wiem! Widzę przecież! No leć do niego i powiedz mu co czujesz! - na wzmiankę o tym żebym mu o wszystkim powiedział znów wybuchnąłem płaczem. Jestem żałosny.
-Hej kocie. Czemu płaczesz?
-Bo.. Harry wyjechał, nie wiem gdzie i chce przejść operacje zmiany płci.
-COOO?! - krzyknęła zszokowana.
-Masz. Wszystko jest w liście. - powiedziałem podając jej list od mojego ukochanego.
-Boże Louie.. Tak mi przykro. Pomogę ci go znaleźć! Taka piękna historia nie może się tak szybko skończyć!
-El! Kocham cię! - krzyknąłem i przytuliłem ją jak najmocniej potrafiłem.
-Ej! Bo mnie udusisz! - zaśmiała się.
-Sorki mamo. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Dobra a więc gdzie chcesz zacząć poszukiwania? - spytałem.
-Wiesz znam taki program z Nowej Zelandii gdzie robią wywiady z każdym pacjentem, który tam jest i zgodzi się na wywiad. Mój znajomy ma kuzyna, który pracuje w tamtych szpitalach. Chcesz to mogę go poprosić żeby sprawdzili czy nie jest przypadkiem tam zapisany.
-To jest.. Świetny pomysł! Jesteś genialna!
-Dzięki nie pierwszy raz to słyszę! - wyszczerzyła się.
-Pff. no wiesz? To ode mnie już nie usłyszysz.
-Oj weź nie zachowuj się jak dziecko. Ile ty masz lat?!
-Cztely.
-Boże, z kim ja żyję na tym świecie?!
-Ze mną! - zacząłem skakać jak małe dziecko.
-No właśnie.
-Sorki mamo.
-O nie! Teraz przegiąłeś! - powiedziała i zaczęła mnie łaskotać a ja zacząłem wykonywać bliżej nieokreślone ruchy.
-Hahahahahahaha! Przestań!
-Nie?
-Czemu?
-Nie jeśli tego nie cofniesz?
-Czego?
-Tego co powiedziałeś! Jestem za młoda na bycie matką!
-Spokojna twoja rozczochrana już więcej tak nie powiem, młoda. - do końca dnia żartowaliśmy, aż zorientowaliśmy się, że jest 2 w nocy! Postanowiliśmy, że dzisiaj El przenocuje u mnie, a jutro wspólnie pojedziemy do jej znajomego. Harry kochanie! Przybywam!


_____________________________________________________________
Cześć kociaki! <3 I jak podoba się rozdział? :D Mam nadzieję bo dużo czasu nad nim siedziałam i zaczynałam go parę razy. Piszcie co myślicie! I mam jeszcze jedno OGŁOSZENIE PARAFIAAAAAAAAAAAAAAAAAALNEEEEEEEE! WSZYSCY WCHODZIMY NA BLOGA WSPANIAŁEJ @PameloAngela ! A TU MACIE LINK --> http://doswiadczeni.blogspot.com/ <-- SPODOBA WAM SIE! <3  A ja lecę i dobranoc mordki! ♥

@Aneeek_

piątek, 18 stycznia 2013

Chapter 3



Zegar tyka.. Przewracam się z boku na bok i nadal nie umiem zasnąć. Nie wiem czy to są skutki stresu przed operacją, czy z nadmiaru myśli o.. o NIM. Ciekawe jak zareagował na to, że wyjechałem, że jestem gejem i że.. go kocham?  Och Harry jesteś żałosny myślisz o nim nawet jak on ma cię w dupie i uciekasz od niego! Skończ o tym myśleć i idź spać! - krzyczało moje drugie ja. 
-Tęsknię LouLou.. - wyszeptałem ledwo słyszalnie, patrząc przez okno na księżyc, po czym zamknąłem oczy i już bez żadnych większych problemów zasnąłem.. 

*  *  *

Od czasu znalezienia listu siedzę zapłakany na kanapie i przeglądam stare albumy ze zdjęciami. NASZYMI zdjęciami.. Z każdym zdjęciem wspomnienia wracają. Wracają wszystkie dobre czasy. Każda drobnostka z której cieszyliśmy się razem. każde problemy prze które przechodziliśmy razem. A teraz? Teraz to wszystko odeszło. Byliśmy razem, a jednak osobno.. Tak strasznie mi go brakuje, a nie minęły nawet 24 godziny. Przewróciłem kolejną stronę w albumie i od razu rzuciło mi się w oczy nasze zdjęcie. TO zdjęcie, od którego zaczęła się nasza przygoda tutaj. Przejechałem opuszkami palców po posturze chłopaka z lokami. Od razu przyszedł mi na myśl ten dzień. Moje 15 urodziny..



*przeszłość*


-LouLou! - usłyszałem krzyk mojego przyjaciela i odwróciłem się gwałtownie w stronę dochodzącego głosu.
-Tak Hazz? - spytałem patrząc w te zajebiście zielone tęczówki, które tak uwielbiam.
-Nie wierzę, że ten dom jest nasz! - krzyknął rzucając mi się na szyję. Może i wtedy mieliśmy po te głupie 15 lat, ale już wtedy wiedziałem, że go kocham.
-Ja też nie miśku - powiedziałem zatapiając twarz w zagłębieniu jego szyi, a on tak słodko zamruczał. - Będziemy mieli dużo czasu na filmy i nic nie robienie - poruszyłem brwiami a on coś nie wyrazie powiedział jakby sam do siebie, ale dam sobie rękę uciąć, że mówił 'żebyś się nie zdziwił co jeszcze' Wtedy myślałem, że tylko źle go zrozumiałem, ale teraz wiem że serio to powiedział. Pamiętam jak jeszcze tego wieczora leżeliśmy w swoich objęciach patrząc na jakiś film. I jak spaliśmy w jednym łóżku i mogłem całą noc napawać się jego zapachem. Pamiętam następny poranek, kiedy nie było go obok, a jak zszedłem na dół krzątał się po kuchni co rusz podśpiewując jakieś piosenki. Nie pomijając tego że był nagi.. Aż rzuciłbym się na niego, ale jakoś się powstrzymałem i przystanąłem tylko na podejściu, objęciu go w pasie i czułym pocałunku na jego policzku i szyi.. Zamruczał i przysięgam nie chciałem przestawać. Nie raz zdarzały się takie sytuacje, dopóki nie uznałem, że trzeba pozbyć się myśli o nim i zacząłem spotykać się z Eleanor. Dlaczego nie zauważyłem, że się oddalaliśmy od siebie.. Nie chciałem, żeby cierpiał..

*koniec retrospekcji*


Po raz kolejny wykręciłem jego numer i nic.. Proszę cię. Hazz. Odbierz.. Ta cisza mnie przeraża. Ja tak nie mogę. Nie potrafię. Nie umiem. Nie chcę. Nie chcę żyć bez ciebie.. Jesteś w końcu moim sercem, a bez serca nie da się żyć. Proszę nie ignoruj mnie.. Nie dam rady. Zrozumiałem swój błąd. Proszę wróć! Naprawdę żałuję. Skarbie.. Przecież Cię kocham najbardziej na świecie.. Łkałem i nie mogłem tego powstrzymać. Moje myśli krzyczały, błagały go o powrót. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka. Tak strasznie tęsknię. Chciałbym go teraz spotkać, przytulić, pocałować, dotknąć. Poczuć, że jest blisko. Dać mu poczucie bezpieczeństwa, które on również dałby mnie. Ale jedno jest pewne.. Nigdy nie odpuszczę. Choćbym miał szukać go na księżycu, znajdę go, powstrzymam i zrobię to o czym marzyłem od dawna. Oczywiście nie raz zdarzały się takie sytuacje, ale dla niego to chyba nic nie znaczyło.. Chociaż teraz już sam nie wiem. Może znaczyło o tak wiele jak i dla mnie? W końcu powiedział, napisał że MNIE KOCHA. To wtedy może już też czuł to co ja? Wtedy gdy..


*przeszłość*
Wróciłem od Eleanor po nie udanej jak dla mnie randce.. Czyli tak jak zawsze, bo gdy tylko na nią spojrzałem jej oczy stawały się zielone, w policzkach pojawiały się dołeczki, na ustach ten cudowny uśmiech, a na głowie burza ciemno-brązowych loków. Zastałem Hazze totalnie spitego z jakąś panienką, która od razu jak mnie zobaczyła zaprzestała zabawy z nagim już loczkiem, zabrała ciuchy i wybiegła. Podszedłem do kanapy i spojrzałem na niego, aż mnie serce zakuło. Nienawidziłem jak był w takim stanie. Nie było, aż tak źle, ale.. co ja mówię! Było okropnie! Oni się pieprzyli a mnie zżerała zazdrość, że nie byłem na jej miejscu. Pomogłem mu wstać i podtrzymując go skierowałem się w stronę schodów. Pierwsze dwa schodki były najgorsze, ale potem już szło lepiej. Po jakimś czasie udało mi się dojść do jego pokoju i posadziłem go na łóżku, a on patrzył na mnie z uwagą. Kazałem mu się położyć, ale nic sobie z tego nie robił, więc odwróciłem go, położyłem i pocałowałem w czoło. Chciałem odejść, ale złapał mnie za rękę i wylądowałem na nim, a nasze przyrodzenia się o siebie otarły, na co ktoś zaczął się budzić w moich spodniach. Spojrzałem w jego oczy, w których było widać miłość, tęsknotę i pożądanie. Na jego malinowych ustach gościł triumfalny uśmieszek. Zatrzymałem na nich chwilowo wzrok. Z trudem się powstrzymałem, przed pocałowaniem go. Leżałem tak jeszcze chwilę i chciałem już wstawać kiedy on zrobił TO. Jego pełne usta dotknęły moich, by następnie je rozłączyć i ponownie połączyć w namiętnym pocałunku. Jęknąłem w jego usta a on wykorzystał to, aby wtargnąć do środka i pieścić językiem moje podniebienie. Pogłębiłem pocałunek a jego biodra podniosły się do góry stykając z moją miednicą. Po chwili niechętnie się od siebie odkleiliśmy, żeby zaczerpnąć powietrza. Oblizałem wargi i uśmiechnąłem się do niego. Zacząłem się podnosić i kiedy już wstawałem z łóżka, usłyszałem pod sobą jęk niezadowolenia.
-Zostań ze mną Lou... - na dźwięk mojego imienia , przeszły mnie dreszcze. Czy chciałem zostać? Oczywiście, że tak. Czy mogłem? Nie.
-Hazz idź spać, jesteś pijany.
-Ale doskonale wiem co robię, mówię i co się dzieje Lou.
-Sam nie możesz spać?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo, boję się ciemności.
-Nieprawda.
-Prawda.
-Nie.
-Tak.
-Nie. Hazz znam cię i wiem, że się nie boisz!
-Boję.
-Nie boisz.
-Boję.
-No to sprawdźmy - podszedłem do wyłącznika i zgasiłem światło. 2 sekundy później czułem silne, oplatające mnie ramiona i przyspieszony oddech na mojej szyi.
-Emm.. Hazz? Co ty robisz?
-Jestem koalą wiesz? - zaśmiał się - a tak na serio to przytulam się bo boję się ciemności.. - jęknął
-No dobra wygrałeś, śpię z tobą.. ale najpierw pójdę wziąć prysznic.
-Świetnie idę z tobą - moje oczy przybrały pewnie wielkość 5 złotówek, chociaż byłem pewien że nie mówił poważnie. Poszedłem do pokoju i wziąłem czyste bokserki, po czym udałem się do łazienki. Zrzuciłem z siebie ciuchy i wszedłem pod prysznic.. Ciepłe krople spływały po mojej nagiej skórze. To było to czego teraz potrzebowałem. Miałem mętlik w głowie i stojącego na baczność kolegę. Dlaczego to zrobił? Dlaczego mnie pocałował? To pewnie przez ten alkohol. Jęknąłem z bezsilności. Czy on musi to robić? Dla niego to nic takiego, a dla mnie spełnienie marzeń. Myśli torpedowały moją głowę więc oparłem ją o zimne kafelki.. Od razu lepiej. Postanowiłem się nie męczyć tymi myślami tylko zająć moim 'problemem' Przejechałem ręką po całej długości mojego penisa i przeszedł mnie dreszcz. Pewniej go chwyciłem i zacząłem wykonywać rytmiczne ruchy w górę i w dół. Nie wierzę, że doszło do tego, że obciągam sobie zdesperowany pod prysznicem. Wyobraziłem sobie jakby to było gdyby on to robił.. Czułem, że jestem już blisko. Zrobiłem jeszcze kilka ruchów ręką i doszedłem z krzykiem coś w postaci jego imienia. Kurwa. Doszło do tego że obciągając sobie krzyczałem jego imię. A co jeśli usłyszał? No tak jest pijany, więc pewnie i tak jutro nie będzie wiedział o tej akcji ze światłem. Zmyłem swoje nasienie z ręki i wyszedłem spod prysznica. Wytarłem dokładnie swoje ciało, ubrałem bokserki i udałem się do sypialni mojego kociaka. Otworzyłem drzwi i podszedłem do łóżka. Nie spał.. Czekał na mnie. Położyłem się obok niego, a on wtulił się we mnie.
-LouLou?
-Tak Hazz?
-Nie musiałeś tego robić, wystarczyło powiedzieć sam bym się tym zajął.
-O czym ty mówisz?
-O tym, że mój przyjaciel obciągał sobie pod prysznicem krzycząc moje imię - moja twarz przybrała barwę dorodnego pomidora.
-Ja nie wiem o czym ty mówisz.
-Nie kłam, twoje rumieńce cię zdradzają.
-Cholera.
-Lou.. to słodkie.
-Co?
-Twoje rumieńce, to co robiłeś.. Ty jesteś słodki.
-Ty też kocie.
-Lou?
-Tak?
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. - nawet nie wiesz jak bardzo. Dodałem w myślach i zasnąłem.

*koniec retrospekcji*


_______________________________________________________
Cześć pyszczki <333 i jak podobało się? było do bani? zepsułam czy może nie? piszcie w komentarzach ;D
nie będę się rozpisywać więc tylko powiem, że w ferie popracuje nad tępem dodawania tego wszystkiego ;d
no i mamy pierwsze zbliżenie naszego Larrego ♥ Podobało się? :D

@Aneeek_

piątek, 28 grudnia 2012

Chapter 2

Otworzyłem oczy i spojrzałem na moje mp4. Przeleciało chyba z 10 piosenek. Woow. Spojrzałem przez okno w samolocie. To taki ładny widok.. Ogromne domy, wyglądają z góry, jak pudełka po zapałkach. Zamyśliłem się.. Ciekawe jak będę wyglądać po tych wszystkich operacjach. Czy bałem się ich? Nie. Czy chciałem przez nie przejść? Absolutnie nie, ale Louis jest wart każdej ceny. Muszę to zrobić.. dla mnie, dla niego, dla nas i dla miłości.. Jeszcze go zdobędę i będzie mój. Co z tego, że będę mhm. Kobietą? Ważne, żeby był mój. Wszystko w imię miłości. Mam tylko nadzieję, że nie będzie za późno. I, że będzie o mnie pamiętać. Harry.. albo raczej Harriet, w co ty się wpakowałaś! Zgromiłem się w myślach za kilkuletnie kochanie własnego, najlepszego przyjaciela. Nie mogłem przecież mu pomyśleć, bo jeszcze by się zaczął mną brzydzić. Chcę wrócić do czasów, kiedy jeszcze był singlem. Przytulanie, klepnięcia w tyłek, buziaki w policzek, zasypianie w jednym łóżku razem, bo któryś z nas bał się na horrorze. To mi wystarczało. Każde
takie zachowanie wywoływało radość i wielki śmiech na twarzy. Pamiętam tą sytuację.


*przeszłość*


Były Święta Bożego Narodzenia, a zarazem 15 urodziny Lou. Nasze rodziny jak zwykle świętowały razem. Zjedliśmy kolacje i przyszedł czas na prezenty. Z niecierpliwością czekałem, aż mój skarb otworzy wszystkie prezenty w tym mój. Był w trakcie odpakowywania mojego, a ja tylko czekałem, aby zobaczyć jego reakcję. Kiedy odwinął papier i otworzył pakunek, zamarł. Jego oczy i twarz nie wyrażały żadnych emocji. Po chwili uśmiechnął się i rzucił na mnie. Dostałem soczystego buziaka w policzek, co bardzo mnie satysfakcjonowało. Ja wiem co najlepsze dla mojego miśka. Siedzieliśmy, a Boo Bear trzymał głowę na moich kolanach, kiedy jego młodsze siostry oglądały swoje prezenty. Kiedy wszyscy skończyli, zobaczyliśmy jeszcze jedno nie otwarte pudełko, na którym było napisane 'Louis & Harry' Rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu i zauważyliśmy uśmiechy na twarzach naszych rodziców. Podnieśliśmy wieczko i zauważyliśmy dwie pary kluczy.
-Co to jest? - spytał Louie
-To są klucze - odpowiedziałem a on spojrzał na mnie wzrokiem ''Are you fucking kidding me?''. Pokazałem mu język i spojrzałem pytająco na naszych rodziców.
-Wiecie.. My.. widzimy jak bardzo się przyjaźnicie. Każdy głupi by zauważył. Zdecydowaliśmy, że znacie się już bardzo długo i jesteście na tyle odpowiedzialni, żeby mieszkać razem. Dlatego kupiliśmy wam mieszkanie. I nie martwcie się, będziemy wam za nie płacić dopóki nie zaczniecie zarabiać.
-Dziękujemy! - krzyknęliśmy i rzuciliśmy się na rodziców, a potem na.. siebie? I wtedy to się stało.. Chciałem dać mu buziaka w policzek, ale on odwrócił głowę i wyszło, że pocałowałem go w usta. Nic sobie z tego nie zrobił i po prostu mnie przytulił. No tak.. dla niego to był tylko czysto przyjacielsko-braterski gest, ale niestety nie dla mnie. Już wtedy wiedziałem o mojej inności. Tak samo jak moi rodzice i mama Louisa, ale o tym że go kocham wiedziała tylko mama i Gemma. Dlatego im zawdzięczam pomysł z mieszkaniem. Cieszę się że zawsze były ze mną i zaakceptowały mnie.


*koniec retrospekcji*


Siedziałem tak wspominając i nie zwracając uwagi na samotną łzę spływającą po moim policzku. Jeszcze trochę powspominałem i usłyszałem głos stewardessy, proszący o zapięcie pasów. Posłusznie wykonałem polecenie i po chwili czułem, że jesteśmy już na ziemi. Wyszedłem z samolotu i wciągnąłem świeże powietrze. Pięknie tutaj. Chyba najpiękniejsze miejscu w którym kiedykolwiek byłem i jak narazie moje miejsce zamieszkania na jakiś czas.. Złapałem stopa i podałem kierowcy adres. Po około godzinie, stałem już pod niewielkim domkiem wynajętym na czas wszystkich operacji. Rozejrzałem się po domku, po czym udałem się pod prysznic. Byłem sam, więc tylko wytarłem mokre ciało i nagi rozłożyłem się na kanapie w salonie. Włączyłem telefon i słuchając jakiegoś programu muzycznego, czytałem wiadomości i sprawdzałem nie odebrane połączenia. A było ich naprawdę wiele. I wszystkie od Niego! Może się jednak stęsknił? Bo ja tak. Cholernie za nim tęsknię. Muszę się przyzwyczaić do tego, że on nigdy nie będzie mój. Kocham Cię Louie - pomyślałem. Podróż zajęła mi kilkanaście godzin, a ja pomimo tego nie byłem zbyt zmęczony. Podszedłem do okna i poczułem ciepłe powietrze na mojej twarzy. No tak bo to wyspa i tu nigdy nie jest zimno. Nawet teraz, kiedy jest noc jest gorąco. Postanowiłem iść się położyć, bo jutro wizyta u kilku lekarzy. No tak muszę się jakoś przygotować do operacji. Wziąłem do pokoju butelkę wody i po chwili leżałem na ogromnym łóżku, przykryty tylko cieniutkim materiałem, który nie dawał aż tak wiele ciepła..



____________________________________________________________
No i mamy 2!!! Tak wiem zawaliłam po całości, w dodatku dodaje tak późno ;c przykro mi ale miałam ostatnio dość nie miłą sytuację w domu, a później święta i tak jakoś wyszło, że dopiero teraz dodaje. Zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii (: Lecę kolejny mam nadzieję nie długo. A teraz do zobaczyska! Bye misiaki <3 @Aneeek_